Zmiana jest jak skok z przestworzy w nieznane… W sumie liczy się decyzja – świadoma i poważna oraz ten pierwszy krok. Potem po prostu lecisz. Efekt domina. Oczywiście chodzi o to aby lot był wart skoku, a i samo lądowanie udane, ale to jest kwestia solidnego, rozmyślnego przygotowania do skoku… Najczęściej, więc, rozchodzi się własnie o ten pierwszy krok, o wykonanie ruchu – z bierności do odpowiedzialnej aktywności. Rzeczywistość jest taka, że liczne obawy trzymają nas w nieatrakcyjnym, nudnym, a nawet nadszarpniętym (czasem mocno) „cóż, jest jak jest…”. Brzmi to jak skazanie na więzienie o zaostrzonym rygorze. Te lęki to „utwierdzacze” w kłamstwie, że lepsze stare, mierne i zgorzkniałe, bo przynajmniej znane… Mało nadziei. Satysfakcja zerowa. Nastawienie na przetrwanie.
Czy ktoś może chce z tej gnuśnej grupy się wypisać?
Jakiś czas temu wydarzyło się coś co chciałabym przypomnieć w kontekście poruszonego tematu. Zerknijcie. Co za widok po skoku… Można było nie ryzykować, siedzieć w domu na … rozprutej kanapie. Ktoś jednak się ruszył i zaczął działać. Dał sobie szansę. Było warto :).